Dawno Nas tu nie było 😕 ale obiecujemy poprawę! Egzaminy zdane, wiosna pełną parą... nic tylko kręcić i pisać.
Zanim zaczniemy pisać o tym, co teraz, warto jeszcze wrócić do historii, której pierwszą połowę przeczytaliście w poprzednim poście.
...o poranku Grzesiek wprowadził podróżny reżim 😂"Marysia, wstawaj! wyśpisz się kiedy indziej...wyjeżdżamy za 30min!". Cóż mi innego pozostało, półprzytomna wstałam, spakowaliśmy sakwy i po obowiązkowej rozgrzewce wyruszyliśmy w stronę Rewy.
Pogoda była idealna do pedałowania. Nie za ciepło, słonko lekko wyglądało zza chmur, nic tylko kręcić!
Ścieżką rowerową, biegnącą przez helskie lasy zmagaliśmy się
z Cudem Polskiej Architektury, jakim jest "droga rowerowa" Hel-Jastarnia cały czas góra, dół, zakręty, drzewa na środku...no masakra. No ale w końcu udało nam się dotrzeć do miasta. Skręciliśmy w prawo, w stronę otwartego morza. Na plaży było prawie pusto, kilka osób spacerowało brzegiem morza, dzieci grały w piłkę, a my zauważywszy cudowne kosze, zostawiliśmy rowery
i postanowiliśmy chwilkę odpocząć, po tym mało przyjemnym początku dnia. Gdy okazało się, że za siedzenie w koszu trzeba płacić, szybciutko doszliśmy do wniosku, że od morza za bardzo wieje 😉 i ruszyliśmy dalej...niestety nie udało nam się za daleko zajechać, ponieważ Mały Głód dał o sobie znać. Zatrzymaliśmy się na gofry, jak przystało na typowych, polskich turystów.
z Cudem Polskiej Architektury, jakim jest "droga rowerowa" Hel-Jastarnia cały czas góra, dół, zakręty, drzewa na środku...no masakra. No ale w końcu udało nam się dotrzeć do miasta. Skręciliśmy w prawo, w stronę otwartego morza. Na plaży było prawie pusto, kilka osób spacerowało brzegiem morza, dzieci grały w piłkę, a my zauważywszy cudowne kosze, zostawiliśmy rowery
i postanowiliśmy chwilkę odpocząć, po tym mało przyjemnym początku dnia. Gdy okazało się, że za siedzenie w koszu trzeba płacić, szybciutko doszliśmy do wniosku, że od morza za bardzo wieje 😉 i ruszyliśmy dalej...niestety nie udało nam się za daleko zajechać, ponieważ Mały Głód dał o sobie znać. Zatrzymaliśmy się na gofry, jak przystało na typowych, polskich turystów.
![]() |
Prawie 36 km ścieżką z Helu aż do Władysławowa |
![]() |
Po drodze sesja fotograficzna musi być ;) |
Kolejne kilometry minęły równie przyjemnie, słońce cały czas świeciło, a my podziwialiśmy Zatokę Pucką i staraliśmy się wypatrzeć rodziców, którzy zatrzymali się po drugiej stronie zatoki w Rewie. I tak przejechaliśmy ponad 36 km ...
Dojechaliśmy do Władysławowa, w którym zatrzymaliśmy się tylko obczaić tłumy hardkorowców, którzy "wygrzewali" się na plaży (było wietrznie i ok. 15 stopni :P) We Władysławowie zjedliśmy też obiad i po krótkim odpoczynku ruszyliśmy dalej.
W Pucku zatrzymaliśmy się na poobiednią kawkę i kąpiel w słonecznych promykach....jak się później okazało, nie była to nasza ostatnia kąpiel tego dnia :). Z Pucka do Rewy już rzut beretem więc zapowiedziałam mamie, że za chwilkę już będziemy... no cóż, "chwilka"- pojęcie względne.
...ruszyliśmy w drogę nadmorskim szlakiem rowerowym, trasą R10. Miałam już z nią do czynienia na PijarBike'u i nas nie zawiodła. Tym razem... też nie zawiodła, chociaż zaskoczyła i postawiła wysoko poprzeczkę :). Prowadziła wzdłuż klifów i pól. Ścieżka była wyjeżdżona przez najwytrwalszych rowerzystów (i podejrzewam, że nikt z nich nie miał sakw, bo momentami bywało ciasnawo), wspinała się ostro w górę tak, że trzeba było we dwójkę wpychać rower, bo stawał dęba. To były na pewno nasze najbardziej emocjonujące kilometry. I trochę strachu, niepewności czy dalej będzie jeszcze ciężej czy już tylko lepiej i trochę zachwytu nad Naszą piękną polską Naturą.


Na drugi dzień wracaliśmy już camperem z rodzicami, po drodze zahaczając jeszcze o Sopot, co było nie lada wyczynem jeżeli parkuje się w mieście takim kolosem. No, ale po dłuższych poszukiwaniach znaleźliśmy odpowiedni parking i mogliśmy cieszyć się spacerkiem w rodzinnym gronie. Sopot był ostatnim przystankiem na zwiedzanie, potem już pruliśmy camperem z naszymi rumakami na pokładzie prosto do Oświęcimia.
Świetna wyprawa rowerowa. A co do kałuży to masz absolutną rację... są najbardziej zdradliwymi rzeczami na świecie :(
OdpowiedzUsuń